9 czerwca

Znajduję się w stanie krańcowego opuszczenia. Sam muszę dźwigać ciężar wszystkich, a nadto świadomość niemożności duchowego pokrzepienia tych, których Jezus mi przysyła. Widok tylu dusz, które dokonują zawrotnych sztuczek, by usprawiedliwić popełniane zło, i odrzucają ze wzgardą najwyższe Dobro, zasmuca mnie, męczy i dokucza mi, burzy moje myśli i rani serce.

O Boże, jakże bolesny cierń tkwi w moim sercu! Dwa dążenia, z pozoru całkowicie sobie przeciwstawne: pragnienie życia, po to by pomagać współtowarzyszom wygnania, i pragnienie śmierci, ażeby się zjednoczyć z Oblubieńcem, w ostatnim czasie nieprawdopodobnie spotęgowały się w górnej części mego ducha. Rozdzierają mi duszę i pozbawiają pokoju - nie tego najgłębszego, pokoju duszy, lecz tego, którego dotykają, że tak powiem, od zewnątrz tylko, który jest mi jednak bardzo potrzebny, żebym mógł działać spokojniej i z większym namaszczeniem.

Ach, Ojcze mój, nie zostawiaj mnie samego, wspomagaj mnie modlitwą i dobrą radą. Powiem Ci, że czuję się bardzo osamotniony, do tego stopnia, że samotność ta odbiera mi cały spokój, a nawet apetyt. Jeśli chodzi o mój stan, powiem, że jestem w przededniu ciężkiego kryzysu: zauważam, że również strona fizyczna cierpi z powodu tego, co dzieje się w duchu. 1 tego pierwszego boję się bardziej, nie ze względu na mnie, ale wyłącznie ze względu na innych.

za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz