WYLECZONY Z UZALEŻNIENIA OD NARKOTYKÓW

Mój chłopak, Joe, uzależnił się od metamfetaminy. Po niezliczonych próbach znalezienia dla niego pomocy oznajmiłam mu, że odejdę od niego, jeżeli się nie zgodzi pójść na odwyk. Joe rozpoczął terapię w czwartek 9 lutego 2006 roku, ale następnego dnia stwierdził, że nie potrzebuje pomocy, i opuścił ośrodek. Byłam pewna, że następną okazją, przy jakiej go zobaczę, będzie jego własny pogrzeb. Przepłakałam prawie całą noc, a kiedy przeglądałam poranną pocztę, natknęłam się na list od braci kapucynów. Zwykle wyrzucam takie przesyłki, ale tym razem otworzyłam kopertę. W środku znalazłam kartkę z modlitwą i obrazek przedstawiający św. Ojca Pio z Pietrelciny. Podpis głosił: „Módl się, ufaj i nie martw się. Nie ma sensu się martwić. Bóg jest miłosierny i wysłucha twojej modlitwy. Modlitwa to najlepsza broń, jaką mamy. Jest kluczem, który otwiera serce Boga".
Nigdy wcześniej nie widziałam żadnego wizerunku Ojca Pio, ale wiedziałam, że powinnam poprosić go o wstawiennictwo. Zadzwoniłam do Joego i oznajmiłam mu, że bardzo się zawiodłam, iż tak łatwo się poddał, ale zamierzam mu pomóc w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie próbowałam. Odłożywszy słuchawkę, zaczęłam się modlić. Joe oddzwonił do mnie wieczorem tego samego dnia i powiedział, że wprawdzie nie dał szansy temu ośrodkowi odwykowemu, ale ponownie skontaktował się z terapeutą i zapytał, czy może jeszcze raz rozpocząć leczenie. Poinformowano go, że musi poczekać na wolny pokój.

W poniedziałek Joe powiedział mi przez telefon, że usłyszał od kierownika ośrodka, iż nie zdarzyło się jeszcze, żeby pacjent zrezygnował z terapii, a potem dzwonił z prośbą o drugą szansę. Kierownik powiadomił go też, że w środę zwolni się jedno łóżko i jeżeli Joe nadal chce wrócić, musi się stawić na miejscu o 9.30, inaczej miejsce zostanie przydzielone komuś innemu. Nie wierzyłam, że Joemu się to uda, ponieważ nigdy nie był rannym ptaszkiem i zawsze się spóźniał. Okazało się jednak, że został w środę ponownie przyjęty na odwyk. Kiedy zadzwonił do mnie w niedzielę, usłyszałam, że nie może opanować łez, choć nigdy wcześniej nie widziałam go płaczącego. Powiedział, że był tego dnia na Mszy Świętej, i przeprosił mnie za to, że zawsze był dla mnie nieprzyjemny, kiedy prosiłam, żeby poszedł ze mną do kościoła. Wyznał też, że dopiero teraz uświadomił sobie, iż sam nie poradzi sobie z uzależnieniem i koniecznie potrzebuje wsparcia.

Joe ukończył terapię i został wypisany z ośrodka. Sumiennie korzysta z leczenia ambulatoryjnego i uczestniczy w cotygodniowych spotkaniach Anonimowych Narkomanów. Od tamtej pory nie opuścił też ani razu niedzielnego łub świątecznego nabożeństwa. Codziennie się modlę do św. Ojca Pio, aby nadal uzdrawiał Joego i pomógł mu wytrwać w wolności od uzależnienia. Niedawno pojechaliśmy w weekend razem z moją rodziną na wycieczkę na plażę. Kiedy podczas niedzielnej Mszy siedzieliśmy z tyłu kościoła, Joe się pochylił i szepnął do mnie: „Święty Ojciec Pio na nas patrzy". Spojrzałam w górę i zobaczyłam ogromny wizerunek Świętego na ścianie obok nas. Dziękuję, Ojcze Pio, że przywróciłeś Joego do życia.

Karren Merritt

5 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie, że co niektórym udaje się wyjść z takiego uzależnienia bez szwanku. Ja jestem zdania, że jeżeli znajduje się w naszym otoczeniu osoba uzależniona to należy jej jak najszybciej pomóc, gdyż ona tego sama nie zrobi. Bardzo dobre efekty możemy uzyskać w ośrodku https://detoksfenix.pl/ który już poleca wiele osób.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy27.5.20

    Fajnie to wszystko zostało tu opisane.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń