Łaska, o jaką ojciec Pio prosił Jezusa, a mianowicie, by przynajmniej mógł umrzeć tam, gdzie z tak wielką dobrocią On go powołał, po roku słodkiej nadziei, w następstwie wydarzeń przygotowanych zgodnie z planem, została mu udzielona.
Tym razem, także z racji zdrowotnych, powraca pod skrzydła św. Franciszka, szukając powietrza górskiego, które ma przynieść mu znaczną poprawę. Z równin przeprowadza się na wzgórze, gdzie Opatrzność „zasadzi’ go na zawsze i nie pozwoli wykorzenić przez żadne ludzkie działanie.
„Niech spowiada”
W czasie odbywania przez Zakonnika służby wojskowej, po pierwszej przepustce w grudniu 1915 roku, ojcowie Augustyn i Benedykt uczestniczą w radości ojca Pio i dziękują Bogu za przynajmniej czasowe ocalenie go z Babilonii. W dalszym ciągu twierdzą, że właściwym dla niego miejscem jest klasztor. Po wielu podejmowanych próbach, w czwartek 17 lutego 1916 roku, ojciec Pio (z ojcem Augustynem) przybywa do Foggii, gdzie zatrzymuje się przez około siedem miesięcy w klasztorze św. Anny. Udał się tam jedynie po to, aby zaopiekować się duszą pewnej szlachcianki, Raffaeliny Cerase, jednak czekający na niego ojciec Benedykt nakazał mu pozostać żywym lub martwym w klasztorze i ojciec Pio nigdzie stamtąd nie wyjeżdżał.
Właśnie ta świątobliwa kobieta, którą już wcześniej ojciec Pio prowadził duchowo przez korespondencję, do końca będąc pod opieką swego drogiego, dobrego, świętego doradcy (zmarła 25 marca 1916 roku), nalegała u ojca Augustyna, aby nakłonił go do powrotu do klasztoru, ponieważ w ten sposób będzie mógł wyświadczyć wiele dobra duszom: „Każcie mu wrócić i niech spowiada, bo to będzie bardzo dobre!”.
Miała rację. Ojciec Pio spowiadając, miał w przyszłości ocalić wiele dusz – to był nowy i owocny etap jego posługi. „Tłum dusz spragnionych Jezusa rzuca się na mnie – pisał ojciec Pio, przebywając w Foggii. Czuję się rozweselony w Panu, gdyż kolejki dusz wybranych stają się coraz większe, a Jezus jest bardziej kochany”.
Wraz z ojcem Pio przybył do klasztoru także nieprzyjaciel dobra – diabeł. Był to szatan w „starym stylu”, bardzo hałaśliwy, jak w dawnych czasach. Dzisiaj – jako że i on dostosował się do wymogów współczesności – działa skrycie, tak iż zdaje się niemal przekonywać o swoim nieistnieniu, aby móc w ten sposób bez przeszkód i sprawnie pracować wśród synów ludzkich.
Świadkami tych szatańskich „wystąpień:”, których ofiarą padał – zawsze zwycięski – ojciec Pio, była wspólnota oraz goście, łącznie z biskupem.
Ojciec gwardian klasztoru św. Anny w swoim rękopisie wspomina także o odpowiedziach na odległość, wizjach oraz długich Mszach ojca Pio.
Przyjedź do San Giovanni Rotondo
W maju (14) 1914 roku ojciec Pio, w odpowiedzi skierowanej do ojca prowincjała, prosi go o modlitwę, ponieważ sprawy – pisze – raczej się gmatwają i jeśli On [Pan] jakoś temu nie zaradzi, potoczą się bardzo źle. Miał na myśli bliski wybuch wojny, której najbardziej niewinną ofiarą stanie się Pius X, prawdziwie szlachetna dusza.
Ojciec Pio, także wezwany do wojska, zawsze gotów pełnić wolę Bożą, przygotował się do stawienia czoła tej kolejnej próbie prosząc Pana, aby jego duch nie miał na co się żalić, a nasz nieprzyjaciel nie miała czym się chlubić.
Kiedy mieszkał w klasztorze św. Anny, dusiło go bardzo gorące powietrze równinne i dlatego został zaproszony na kilka dni do San Giovanni Rotondo. Widząc dobry skutek, ojciec prowincjał chętnie przeniósł go do tego klasztoru na pustkowiu, jak go określał pewien mieszkający tam w 1915 roku zakonnik. Ponieważ klasztor położony był daleko od wioski, „z rzadka przychodzą tu ludzie; otacza mnie głęboka cisza, słucham jedynie od czasu do czasu dźwięku dzwoneczków zawieszonych na szyi kilku kóz lub owieczek, które pasterze wypasają na wzgórzu ciągnącym się za klasztorem.
„Klasztor na pustkowiu” dla innych, stał się górą La Verna dla ojca Pio.
Pierwsze zastępy
Opuszczenie klasztoru znikało w miarę, jak dusze spragnione boga odkrywały w nowo przybyłym Zakonniku Jego potężne wołanie. Kiełkowało nasienie, które ojciec Pio zaczął pielęgnować jeszcze w czasie swego pobytu w Pietrelcinie i w Foggii. Teraz jednak nabierało ono bardziej specyficznego kształtu, chociaż forma i metody prowadzonego przez niego kierownictwa duchowego, ze względu na wewnętrzne i zewnętrzne okoliczności, musiały ulec zmianie. Niemniej do samego końca stosował zasadnicze linie wyznaczone na początku posługi. Była to metoda kierownictwa nie transcendentalna, lecz prosta i tradycyjna, oparta na doświadczeniu. Ojciec Pio uczył elementarnych zasad życia chrześcijańskiego i podsuwał je – w zależności od potrzeb oraz zdolności – każdej duszy. Zawsze i wszędzie dawał dobry przykład, który pociągał do zdobywania cnót. Bardzo owocnie pomagała w tym modlitwa oraz ofiara kierownika duchowego: „Skończyłabyś w domu wariatów. W dniu sądu zobaczysz, co dla ciebie zrobiłem”. Tak ojciec Pio powiedział do pewnej „skrupulantki”, uzdrowionej dzięki jego wielkiej cierpliwości.
Zaczynał od wspólnych konferencji, wyjaśniając główne zasady doskonałości chrześcijańskiej, potem likwidował spotkania ogólne i mówił: „Materiał jest gotowy, teraz zaczynajcie budować”. Bardzo duży nacisk kładł na codzienną medytację i czytanie duchowne, wyjaśniając ich skuteczność, konieczność, podsuwając tematy i nauczając metody.
Dusze święte, które medytują często i dobrze, zalecają wszystkim modlitwę „myślną”. A dla chrześcijanina każda prawda naszej świętej religii – pisał ojciec Pio – może i powinna być przedmiotem medytacji. Jednak dusza zatrzymuje się zwykle na życiu, męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, naszego Pana. Jest to najbardziej właściwy i pożyteczny temat, jaki tylko można sobie wybrać. Częste kontemplowanie Jezusa napełnia naszą duszę Nim samym. Poznając Jego sposób działania, będziemy kształtować nasze czyny na Jego wzór.
Innym środkiem prowadzącym do życia w łasce i osiągnięcia doskonałości chrześcijańskiej jest „czytanie duchowe”. Celem życia duchowego jest naśladowanie Chrystusa, lecz aby chodzić za Nim, trzeba Go najpierw poznać. Czytanie Pisma Świętego oraz innych świętych i pobożnych książek każe nam szukać Boga, pobudza nas do odrzucenia wszelkich złych myśli. Książki traktujące o duchowości są jakby zwierciadłem, które Bóg stawia przed nami: „oglądając w nich nasze odbicie, poprawiamy błędy i ozdabiamy się wszelką cnotą”.
Każdej duszy, która powierzyła się jego kierownictwu, ojciec Pio wpajał potrzebę posłuszeństwa. Zachęcał do przystępowania do spowiedzi i Komunii świętej. Pewnego wieczoru tato zapytał mnie: „Jak często się spowiadasz?” Co tydzień. [jest to świadectwo jednej z córek duchowych] „Tak często? I co mówisz ojcu?” Mówię grzechy. „Ale jakież grzechy ty popełniasz? Zawsze mam cię przed oczyma i widzę, że ty grzechów nie popełniasz”. Jak tylko spotkałam się z ojcem, opowiedziałam mu o rozmowie z tatą. Ojciec przytoczył mi porównanie, które stało się wyjaśnieniem dla wszystkich, którzy nie chcą się spowiadać, ponieważ mówią, że nie mają grzechu. Powiedział mi: „Przekażesz tacie, że jeśli do pięknie wysprzątanego i nawet nie uczęszczanego pokoju wrócisz po ośmiu dniach, zobaczysz kurz i trzeba będzie go odkurzyć”.
Z dyskrecją i rozeznaniem zalecał odpowiednie dawki umartwienia cielesnego i duchowego, jak ogrodnik, który pielęgnuje każdą roślinę inaczej. Jeśli ktoś był w stanie znieść pokutę cielesną, proponował mu ją dla naprawienia – mawiał własnych i cudzych grzechów, aby pomóc Jezusowi w zbawianiu dusz. Jeżeli natomiast uznała ją za nieodpowiednią, odradzał: „Kiedy był Wielki Post, zapytałam go, czy mam pościć, a on odpowiedział: „Córko moja, ledwie trzymasz się na nogach. Jaki ty post możesz zachować?”.
W miarę jak dusze postępowały w cnotach, on sam troszczył się o to, by kruszyć gruzy. Poddając się kierownictwu ojca Pio – wyznała jedna z jego córek duchowych – bardzo się cierpiało.
Obok tych podstawowych form życia chrześcijańskiego prowadzących do świętości, sugerował także szczególne rodzaje pobożności; miał np. upodobanie w czystości. Jego duchowa opieka obejmowała całe życie osoby oddającej się jego kierownictwu: „Wchodził we wszystkie codzienne czynności, w całe życie naszej rodziny, aby móc je wyprostować zgodnie z prawami chrześcijańskimi, moralnymi i cywilnymi. Każda z nas musiała być jak latarnia dla rodziny. W ten sposób cała rodzina w końcu kierowała się ku ojcu i przyjmowała jego wskazania. Przypominał, że Pan wezwał nas nie tylko do naszego własnego uświęcenia, lecz także do zbawienia bliźniego. Jego zamysłem było formowanie niewielu dusz, ale dobrze. One z kolei będą ziarnem dla innych.
Dobro duchowe bliźniego nie pozwala zaniedbywać dobra własnej duszy, a wędrówka ojca Pio ku Bogu była ciągłym wzrastaniem, chociaż jego życia wewnętrznego nie był w stanie zrozumieć nawet on sam i sądził, że lepsze jest ścisłe milczenie niż niewłaściwe mówienie.
***
Kierownictwo duchowe, jakie prowadził ojciec Pio, mieściło się w ramach klasycznej doktryny, zawsze aktualnej i skutecznej w każdym czasie. Obejmowało ono m.in. zachętę do częstej spowiedzi, czego dziś nie wszyscy nauczają, nie praktykują i nie uważają za pożyteczne. Jednak Kościół – również dzisiaj – przyznaje rację ojcu Pio.
W „Obrzędzie pokuty” (1974) czytamy: „(...) ci, którzy popełniają grzechy powszednie i w ten sposób codziennie doświadczają swej słabości, poprzez częstą celebrację pokuty nabierają sił i żywotności, aby postępować na drodze do pełnej wolności dzieci Bożych (...). Również w przypadku grzechów powszednich bardzo pożyteczne jest wytrwałe i częste korzystanie z tego sakramentu” (Uwagi wstępne, n. 7).
Kongregacja Nauki Wiary, podając „Normy duszpasterskie dotyczące ogólnego rozgrzeszenia sakramentalnego” (16 VI 1972), stwierdza: „(...) gdy chodzi o praktykę częstej lub „pobożnościowej” spowiedzi, niech kapłani nie ważą się odwodzić od niej wiernych. Przeciwnie, niech podkreślają obfite owoce, jakie przynosi ona w życiu chrześcijańskim i niech zawsze wykazują gotowość wysłuchania jej, ilekroć wierni rozumnie o to proszą. Należy absolutnie unikać tego, by spowiedź indywidualna była zastrzeżona wyłącznie do ciężkich grzechów. To bowiem pozbawiłoby wiernych wspaniałego owocu spowiedzi” (n. 12).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz