7/ Święty Stygmatyk: Z Bogiem i wśród dusz

Ojciec Pio spędzał cały swój dzień na modlitwie, czytaniu i spowiadaniu osób, które na niego czekały. „Z wielką cierpliwością wysłuchuje ich spowiedzi, zazwyczaj odsyła ich uradowanych i zadowolonych, ponieważ tam odnajdują pokój, który dawno utracili.

Sprawowana przez niego Msza św. to cudowne widowisko pełne wiary i pobożności. „Kto go choć raz widział odprawiającego Mszę, nigdy tego nie zapomni”.

Jego miłość to Eucharystia, Matka Boża i Kościół.

Nieustający dialog

Mieszkańcy miasteczka nie złożyli broni i zawsze byli gotowi powstać jednomyślnie, aby bronić nawet zbrojną ręką ojca Pio, który jest im droższy nad życie. Skoro ojciec Pio nie mógł wyjechać, władze uciekły się do poważnego środka (23 V 1931) – pozbawiono go wszelkich praw związanych z posługą kapłańską, z wyjątkiem prawa do odprawiania Mszy św., ale nie w kościele, tylko prywatnie, w kaplicy klasztornej i bez udziału kogokolwiek.

Ogarnięty poczuciem zniechęcenia i przygnębienia, ojciec gwardian wahał się, zwlekał, ale w końcu, po nieszporach, postanowił oznajmić to ojcu Pio, który jak zwykle modlił się na chórze. Dowiedziawszy się o kolejnych ograniczeniach, Ojciec podniósł oczy ku niebu i powiedział: „Niech się stanie wola Boża. Potem zakrył sobie oczy dłońmi, pochylił głowę i nie powiedział już ani słowa. Starałem się pocieszyć go – napisał strapiony ojciec gwardian – ale on jedyną pociechę znajdował w Jezusie wiszącym nad krzyżu, jako że zaraz potem wrócił na chór i pozostał tam do północy, a nawet dłużej.

Nie mogąc mówić do ludzi o Bogu, zintensyfikował swoją rozmowę z Bogiem o ludziach. Rankiem 11 czerwca 1931 roku, ojciec Pio odprawił Mszę św. w kaplicy klasztornej z jednym tylko ministrantem, zatrzymując się przy ołtarzu przez ponad trzy godziny. I odtąd tak było niemal każdego ranka.

Wiadomość o zastosowaniu wobec ojca Pio zakazach rozeszła się w okamgnieniu nie tylko w okolicy, ale także w odległych regionach. Od wielu dusz, które łączyły się z nim na modlitwie, nadchodziły liczne telegramy oraz listy wyrażające smutek i pociechę. Dopiero od 14 lipca 1933 roku (uroczystość św. Bonawentury), ojciec Pio mógł znów celebrować Mszę św. w kościele i spowiadać zakonników (poza kościołem). Po otrzymaniu tej wiadomości wstał, podszedł do ojca prowincjała, klęknął przed nim, ucałował jego rękę i podziękował Ojcu Świętemu za jego ojcowską dobroć.

W niedzielę, 16 lipca, odprawił Mszę św. o godzinie 9.00 wśród wśród widocznego i głębokiego wzruszenia obecnych. Pewien bawarski kapłan złożył takie świadectwo: „Dla mnie San Giovanni Rotondo to był nowy Asyż. Uczestnicząc we Mszy ojca Pio, widziałem Jezusa Chrystusa znów żyjącego na ziemi po wielu wiekach!”

Kiedy rozeszła się ta wieść, ponownie zaczęły napływać do klasztoru tłumy wiernych. Zwiększyła się liczba ludzi spowiadających się i przyjmujących Komunię świętą. W Niedzielę Palmową, 25 marca 1934 roku, ojciec Pio wrócił do posługi penitencjarza, a jego konfesjonał był cały czas zatłoczony. Pozostał wierny swemu postanowieniu: „wolę być niesiony do konfesjonału na krześle niż nie móc więcej spowiadać” – w ostatnich dniach życia udawał się tam na wózku inwalidzkim.

Był ojciec Pio światłem, które Pan postawił na świeczniku. Nie mogło się ono ukryć i przyciągało wiele dusz swoim blaskiem oraz ciepłem: „Tak, tak, jedźcie tam, a przyniesiecie stamtąd wiele dobra” – odpowiadał Pius XII grupie pielgrzymów francuskich, którzy pytali, czy mogą udać się do San Giovanni Rotondo.

Źródło świętości

Jest nim Eucharystia. Kapłan może dla zbawienia świata wykonywać wiele czynności, jednak najbardziej godną, skuteczną i trwałą jest bez wątpienia pełnienie funkcji „szafarza Eucharystii po uprzednim nakarmieniu nią obficie samego siebie. Dzieło to nie byłoby już kapłańskie, gdyby on – nawet kierowany gorliwością o dusze – postawił na drugim miejscu swoje powołanie eucharystyczne” (Pius XII).

Sobór Watykański II potwierdza tę myśl: kiedy kapłani sprawują Ofiarę eucharystyczną, wypełniają swój główny obowiązek. (...) W „Najświętszej bowiem Eucharystii zawiera się całe duchowe dobro Kościoła, a mianowicie sam Chrystus”.

Ojciec Pio żył dla Mszy, żył Mszą. Dla niego była ona źródłem światła, siły, pokarmu na jego trudną służbę dla zbawienia grzeszników, tak jak tego uczy Sobór Watykański II: „Inne zaś sakramenty, tak jak wszystkie kościelne posługi i dzieła apostolskie wiążą się ze świętą Eucharystią i do niej zmierzają”.

Msza św. sprawowana przez Ojca w niepowtarzalny sposób przykuwała uwagę wiernych i wywierała wpływ na pobożność osób w niej uczestniczących. Corpus Christi eucharisticum (eucharystyczne Ciało Chrystusa) było dla niego źródłem apostolatu, centrum i pokarmem jego życia wewnętrznego. Jego serce gorąco pragnęło zjednoczyć się z Nim od najwcześniejszych godzin rannych. Jego przygotowaniem do Mszy św. lub do Komunii św. były długie godziny czuwania. Po północy „dla biednego Ojca nastawały udręki, ciągły niepokój (...). Z ołtarza płynęło całe jego życie, wraz z jego miłością i jego bólem. Na swoich synów przelał cały żar, jaki sam czerpał z Ciała i Krwi Jezusa.

Msza św. znajduje swoje przedłużenie w kulcie eucharystycznym, dlatego Magisterium Kościoła przypomina kapłanowi nie tylko, że jest on wyświęcony przede wszystkim dla sprawowania Eucharystii i że z tego sakramentu powinien uczynić pokarm życia nadprzyrodzonego dla siebie i dla wiernych, lecz przypomina mu także o niezrównanym znaczeniu kultu eucharystycznego poza Mszą świętą.

Zdaje się, jakbyśmy wciąż jeszcze widzieli ojca Pio jako szczególnego strażnika, który czuwa na swoim stałym miejscu – na starym chórze albo na balkonie nowego kościoła, zanurzony w nieprzerwanej i zażyłej rozmowie z Jezusem utajonym w Hostii, a dusze wpatrują się w niego z wytężoną uwagą, związane między sobą tą samą siłą: mocą jedności ducha.

Do Syna przez pośrednictwo Matki

Magisterium Kościoła również zachęca kapłanów, by „z synowską pobożnością i czcią wielbili i kochali Matkę Najwyższego i Wiecznego Kapłana oraz Królową Apostołów, jak również podporę swego posługiwania”. Paweł VI natomiast ukazuje wszystkim chrześcijanom Maryję jako Mistrzynię życia duchowego, wzór dla całego Kościoła w sprawowaniu kultu Bożego. Należy wpatrywać się w Maryję, aby jak Ona uczynić ze swego życia kult składany Bogu, a z kultu – życiowe zadanie.

Część i miłość do Najświętszej Maryi była jednym z zasadniczych wyznaczników duchowości ojca Pio. Jednak naszym zadaniem nie jest udowodnienie powyższego stwierdzenia; wspomnijmy tylko o jego świętym ćwiczeniu, jakim było odmawianie Różańca, czyli Koronki do Błogosławionej Dziewicy Maryi. Tak był do tej modlitwy przywiązany, że sam stał się żywym różańcem.

Największym zadaniem dla każdego chrześcijanina jest, aby – również poprzez kult – przyoblekł się w Chrystusa, poznał Go, zgłębiał Jego naukę, kochał Go. Sobór Watykański II określa liturgię jako jedną z głównych dróg prowadzących do Chrystusa i uważa ją za „wykonywanie kapłańskiego urzędu Jezusa Chrystusa”. Istnieją jednak także inne drogi zdolne doprowadzić dusze do Chrystusa, a jedną z nich jest Różaniec. Kieruje on bowiem naszą uwagę na Jezusa, na pewne fragmenty z Jego życia i z teologii, „nie tylko z Maryją, lecz na ile jest to dla nas możliwe, jak Maryja, która z pewnością myślała o Nim bardziej niż ktokolwiek inny” (Paweł VI). Przedstawienie sobie przed oczyma duszy tajemnic różańca czyni z tego pobożnego ćwiczenia medytację chrystologiczną, ponieważ pomaga nam przypatrywać się Chrystusowi z najlepszego „punktu obserwacyjnego”, tzn. „od strony” Maryi. Czyż może być lepszy przewodnik niż Matka Syna? „Na różańcu wraz z Nią bezpiecznie przebywamy drogę historii zbawienia w centralnym momencie urzeczywistnienia tego planu. Jest to droga historyczna, którą także Sobór Powszechny Watykański II żywo zalecił” (kard. Palazzini).

Z tej „modlitwy ewangelicznej” – jak ją dzisiaj określamy – ojciec Pio czerpał nieustannie siły do swego apostolstwa oraz do skutecznego głoszenia życia chrześcijańskiego. Kontemplował Maryję w planie zbawienia zamierzonym przez Boga i w Jej świetle przeżywał większą zażyłość z Jezusem. Jak mawiał, czuł się „bliski i związany z Synem za pośrednictwem Matki. (…) Ta najczulsza Matka w swym wielkim miłosierdziu, mądrości i dobroci zechciała ukarać mnie w wyjątkowy sposób, przelewając do mego serca tak wielkie i liczne łaski, że kiedy znajduję się w Jej obecności i w obecności Jezusa, jestem zmuszony wołać: ”Gdzie ja jestem, gdzie się znajduję? Kto jest tak blisko mnie?”. Czuję, że cały płonę bez ognia. Czuję się bliski i związany z Synem za pośrednictwem Matki”.

Miłość do Matki Bożej doprowadziła go do duchowego upojenia i uczyniła Jej apostołem: „Chciałbym mieć tak silny głos, żebym mógł nawoływać wszystkich grzeszników z całego świata do kochania Maryi. Kochajcie Matkę Bożą; niech Maryja prowadzi wasze serce; niech Matka Boża króluje w waszych sercach; niech Maryja będzie gwiazdą przewodnią na waszej drodze; odmawiajcie zawsze Różaniec” – takie przesłania kierował do swych córek i synów duchowych.

Swą miłość do Maryi wyrażał ojciec Pio przez odmawianie niezliczonej ilości „różańców”. Na schodach, na korytarzach, pośród tłumów – zawsze i wszędzie z różańcem w ręce ukrytej w zanadrzu habitu. Również po nagrodę wieczną poszedł, ściskając w dłoniach koronkę „błogosławionego różańca Maryi, słodki łańcuch, który wiąże nas z Bogiem” i szepcząc zapewne ostatnie Zdrowaś Maryjo na ziemi, zanim zaczął oddawać część Bogu i Matce niebieskiej w wieczności.

Dwa dni przed śmiercią Zakonnika jedna z osób zapytała go: „Ojcze, co nam powiesz? Odpowiedział wówczas: Kochajcie Matkę Bożą i sprawcie, aby inni Ją kochali. Odmawiajcie Różaniec, odmawiajcie go zawsze. Odmawiajcie go, ile tylko możecie”. Komuś innego natomiast, kto przytoczył opinię, że Różaniec już się przeżył, odparł: „Róbmy to, co robiliśmy zawsze, co robili nasi ojcowie, a będzie dobrze. Kochajcie Matkę Bożą i sprawcie, aby inni Ją kochali, odmawiajcie zawsze Jej Różaniec i czyńcie to dobrze. Szatan ciągle chce zniszczyć tę modlitwę, ale nigdy mu się to nie uda, bo jest to modlitwa Tej, która odnosi zwycięstwo nad wszystkim i nad wszystkimi. To Ona nas go nauczyła, tak jak Jezus nauczył nas Pater noster” (Ojcze nasz).

Innym przejawem synowskiego oddania się ojca Pio Matce Bożej było odmawianie modlitwy Angelus Domini (Anioł Pański). Chętnie brali w niej udział również przypadkowi goście lub przyjaciele. Jego ciepły, skupiony i pełen miłości głos był dla nich budującym przykładem, ujawniał serce syna, który czuje się zniewolony miłością najczulszej z Matek.

W adhortacji apostolskiej o kulcie Błogosławionej Dziewicy Paweł VI wspomina także o tym pobożnym ćwiczeniu. Zachęca, aby podtrzymywać ten „zwyczaj odmawiania”, ponieważ nawet po wielu wiekach wciąż zachowuje on swoją wartość i świeżość, nie potrzebując odnowy. „Pomimo zmienionych uwarunkowań czasowych, niezmienne pozostają dla większości ludzi te charakterystyczne momenty dnia – rano, południe, wieczór – które wyznaczają czas ich działalności i stanowią zaproszenie do przerwy na modlitwę”.

Matka chrześcijan

Maryja – Matka Kościoła. Kościół – Matka chrześcijan. Kościół jest „Matką chrześcijan”, a macierzyństwo wymaga od dzieci wzajemności uczuć, wierności, szacunku, posłuszeństwa i miłości. Bez takiej miłości życie chrześcijanina nie jest złączone z Kościołem. Miłość powinna pobudzać go do pomocy Kościołowi w potrzebach natury duchowej – przez modlitwę, ofiarę, posłuszeństwo oraz uległość wobec nauczania Magisterium. Czucie z Kościołem jest jedyną normą dla katolika.

Ojciec Pio wszystkie te prawdy wprowadzał w życie i nadawał im zasadnicze znaczenie. Był posłusznym synem świętej Matki Kościoła (jego wyrażenie), tego Kościoła, który – jak zwykł mawiać – jest „zawsze matką, nawet kiedy nas uderza”. Jego działalność związana z posługą kapłańską nigdy nie była „daleka od nowych czasów”. Nie przyłapano go na sprzeciwie wobec proponowanej i wskazanej przez Sobór Watykański II odnowy. Nie musiał martwić się o zmianę kursu czy też obranie nowej drogi w imię dostosowania się Kościoła do współczesności, gdyż już od dawna tym torem podążał. Szlaki wytyczone przez świętych są najbezpieczniejsze, najpewniejsze i najbardziej aktualne, ponieważ są drogami Ewangelii.

Ojciec Pio zawsze kochał Kościół i słuchał jego głosu: „Chcę żyć i umrzeć w Kościele”. W tym Zakonniku z Gargano, którego poznał i podziwia cały świat, nie było „nic większego nad tę jego milczącą, uporczywą, niemal upartą, choć przy tym bardzo pokorną miłość do Kościoła, jego wierność Kościołowi, jego całkowitą dyspozycyjność, która w pierwszym porywie pozwoliła mu z pogodą ducha przygotowywać się do wyjazdu do Hiszpanii, a w drugim dała mu możność z całą prostotą wycofać się ze swego najbardziej wymarzonego i ukochanego planu ziemskiego. Jego ostatnim słowem, kiedy już żadna zasłona nie zakrywała przed nim bliskiego przejścia z udręczonego, ukrzyżowanego wygnania do Ojczyzny, był więc list do Stolicy Apostolskiej, pełen szczerego, synowskiego i serdecznego oddania. Potem w milczeniu, tak jak żył, odszedł” (kard. Lercaro).

Ojciec Pio uczył i czy nas nadal kochać Kościół i papieża, wobec którego żywił czułość, respekt, oddanie. Nieważne, czy nosił on imię Pius X, Benedykt XV, Pius XI lub Pius XII, gdyż jak mówił: „podczas modlitwy jako pierwszego zawsze wspominam papieża”.

Oddanie papieżowi, Wikariuszowi Chrystusa! "Nigdy jakiegokolwiek słowa krytyki. Zawsze szacunek, modlitwa. Pamiętam, jak ojciec Pio cichym głosem, aby nikt nie usłyszał, powiedział mi: "Enrico, powiedz papieżowi (Piusowi XII), że ja z ogromną radością oddam życie za niego". Potem Pius XII powiedział mi: "Nie, profesorze. Podziękuj ojcu Pio. Jestem bardzo zmęczony". A po siedmiu dniach był już w niebie" (Enrico Medi).

Na dwa dni przed śmiercią ojca Pio tenże profesor Enrico Medi spytał Pawła VI: "Wasz Świątobliwość, jadę do Gargano. Mija pięćdziesiąt lat stygmatów ojca Pio. Czy mogę zawieźć mu Wasze błogosławieństwo? A papież mi odpowiedział: Z całego serca. Z całą radością. Z całą miłością".

***

Ojciec Pio nieustannie się modlił. Całym godzinami medytował przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Był to jego prawdziwy odpoczynek po trudach posługi. Kiedy ktoś go zapytał: "Ojcze, kiedy już Cię nie będziedd, co bez Ciebie uczynimy?, on odrzekł: "Idźcie przed tabernakulum. W Jezusie odnadziecie także mnie". Tęsknił za niebe, lecz był "przybyty gwoździami do ziemi", aby pomagać braciom dzielącym z nim to wygnanie. Cierpiał, czuł ostry ból, ale szukał go dla dobrego Jezusa, aby zbawić dusze. Zawsze kierowała nim uległość: mam tylko pełnić wolę Bożą, a jeśli Jemu będę się podobał, reszta się nie liczy. Moglibyśmy nieustannie zbierać nasiona dla wieczności na tym polu, jakim byhło życie ojca Pio, w którym dobry Siewca znalazł żyzną glębę, przynoszącą owoc stokrotny. Dla naszego pożytku duchowego posłuchajmy - jeszcze raz - głosu Zakonnika na temat grzech miłości, które są miłościami świętych oraz dobrych chrześcijan: miłości do Kościoła, miłości do Eucharystii, miłości do Matki Bożej.

Żył w Kościele, który w ciągu jego ziemskiego życia również wzrastał: Kościół - przypominał - jest zawsze matką, nawet kiedy nas uderza.

Zachęcał, wertnie powtarzając słowa Kościoła, do miłowania Matki Bożej, do czci dla Niej przed odmawianie Różańca, którą to modlitwę Ona zawsze gorąco polecała: "Kochajcie Matkę Bożą i sprawcie, aby inni Ją kochali, zawsze odmawiajcie Jej Różaniec, odmawiajcie go dobrze".

Surowe zdanie: "musisz zrozumieć, co znaczy każdego dnia zabijać mego Ojca, zabijać Jezusa" oraz jego długie godziny przygotowania do Mszy św. ("Ojcze, nie wydaje Ci się, że to dużo czasu?; Dzieci moje, nigdy nie jest zbyt dużo przygotowywania się do Komunii świętej!"), przypominały wiernym o obowiązku bardziej odpowiedzialnego, aktywnego i nabożnego uczestniczenia w Ofierze eucharystycznej oraz o właściwym nastawieniu do Komunii św. duszy obmytej krwią Chrystusa w sakramencie pojednania. Kapłanom przypominał o ich wspaniełej posłudze spowiedników (...). Inne dzieła z racji braku czasu mogą być odłożone lub nawet zaniechane, ale nie konfesjonał (Paweł VI). 12 lipca 1976 roku papież Paweł VI skierował do Kapituły Generalnego Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów następujące słowa: "Wiem, że spowiedź poddaje się w wątpliwość, kontestuje, twierdzi się, że jest niemodna. Wy zachowajcie ją. Bądźcie dobrymi spowiednikami, wyspecjalizowanymi w tej terapii, którą daje wiedza duszy, wiedza Boga, jakiej żadna inna psychologia lub psychoterapia nie jest w stanie zaofiarować ludziom, tym którzy cierpią na tym świecie. Bądźcie dobrymi spowiednikami! Bądźcie przykuci do konfesjonału. Zakon Kapucynów zresztą chlub się wybitnymi mistrzami tej bardzo subtelnej sztuki". Przypominał także o skuteczności częstej spowiedzi wszystkim wiernym poszukującym świętości: kapłanom, zakonnikom, osobom świeckim.

Natomiast kilka lat wcześniej (20 II 1971), Papież, odnosząc się konkretnie do owocnego apostolatu ojca Pio powiedział, że zgromadziła się wokół niego "światowa klientela", ponieważ "odprawiał Mszę świętą z pokorą i spowiadał od rana do wieczora".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz