O Ty, Dobro moje, gdzie jesteś? Nie rozpoznaję Cię już i nie odnajduję. Konieczne jest jednak szukanie Ciebie, bo jesteś życiem konającej duszy. Boże mój, Boże mój!... Nic innego nie potrafię już Ci powiedzieć: dlaczego mnie opuściłeś? Poza tym opuszczeniem, nie wiem o niczym, nic nie wiem. Nie wiem nawet tego, że żyję.
Ojcze najdroższy, nie opuszczaj mnie w tej rozdzierającej agonii. Jeszcze chwila i będzie już po mnie. Jeszcze chwila, a zmiażdży mnie potężna ręka Boga, słusznie zagniewanego na mnie. Pamiętaj, że Ciebie Bóg mi dał za przewodnika, pociechę i ratunek. Pamiętaj, że odkąd Pan powierzył mnie Tobie, uważałem Cię za ojca mojej duszy. Wobec nieba deklaruję całe moje synowskie uczucie do Ciebie; żywię je ku Tobie i ciągle w sobie podtrzymuję; zawsze szedłem zdecydowanie za Twymi zapewnieniami i pouczeniami.
Ojcze mój! Pośpiesz mi na ratunek! Gdyby to było możliwe, przelałbym na ten papier całą swą marniejącą duszę, dobrze rozumiesz jednak, że nie mogę; jestem pogrążony w bolesnej niemożności... Wołam tylko i to niech Ci poświadczy, jak wielkie są moje ubóstwo i nikczemność, moja nędza i ogołocenie. Uproś mi pomoc z nieba: całkowitą jednomyślność z czystymi, ukrytymi i świętymi zamiarami Boga, oraz pełną, stałą i nieugiętą uległość w posłuszeństwie, które jest jedyną moją deską ratunku w szalejącej nawałnicy, ostatnią, której się uczepiłem w tej duchowej katastrofie.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz