Od dłuższego już czasu dusza moja jest pogrążona dniem i nocą w głębokiej nocy ducha. Duchowe ciemności spowijają mnie całymi godzinami, całymi dniami, a często przeciągają się nawet na całe tygodnie. [...]
Kiedy jestem akurat u zenitu tej męczarni, zdaje mi się, że dusza szuka pociechy w myśli, że w końcu musi ulec ciężarowi tego bólu, ponieważ naprawdę niemożliwe jest dalsze jego znoszenie. Niech jednak Bóg będzie uwielbiony! Ponieważ tej duszy zbłąkanej i bliskiej zagubienia przychodzi od razu na myśl idea nieśmiertelności, opierającej się nawet piekłu, ogarnia ją lęk; czuje wtedy, że jeszcze ożywia ciało, i chce wołać pomocy, jednak od razu dusi się od krzyku... traci głos i nie potrafię powiedzieć Ci tego, co się wtedy we mnie dzieje.
To są rzeczy doprawdy nowe i żaden język nie potrafi ich wyrazić. Powiem tyle tylko, że jest się wtedy u zenitu cierpień i nie wiem, czy podobam się Panu, czy nie. Sam staram się Go kochać, chcę tego. Jednak w tej nocy najgęstszych ciemności mój niewidzący duch błądzi po omacku, moje serce jest wyschnięte, opadam z sił, a zmysły słabną.
Miotam się na wszystkie strony, wzdycham, płaczę, skarżę się - wszystko na próżno. Na koniec biedna dusza, powalona bólem i bezsilna, poddaje się Panu, mówiąc: "Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!" (Łk 22,42).
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz