Są chwile, w których nachodzą mnie gwałtowne pokusy przeciwko wierze. Woli w tym nie ma, jestem tego pewny, jednak wyobraźnia się rozpala i pokusa pojawia się w tak jaskrawych barwach, że mąci w głowie i grzech ukazuje jako coś nie tylko obojętnego, lecz przyjemnego.
W tej sytuacji przychodzą do głowy takie rzeczy, jak zniechęcenie, nieufność i rozpacz, a nawet - nie przestrasz się, Ojcze - myśli bluźniercze. Konieczność walki z tym wszystkim przeraża mnie. Drżę cały, zadaję sobie gwałt i jestem pewny, że dzięki Bożej łasce nie upadnę.
Dodaj jeszcze do tego mroczny obraz minionego życia, w którym nie widać nic innego, poza własną nędzą i niewdzięcznością wobec Boga. Czuję się, jakby mój duch rozpadał się z bólu, i wszystko przesłania mi nieprawdopodobny zamęt. Z tego powodu czuję się, jakbym był pod żelazną prasą i miał wszystkie kości połamane na kawałki i oddzielone od siebie.
To wszystko odczuwam nie tylko w najgłębszych pokładach mego ducha, ale również w ciele. Także tutaj ogrania mnie potworny lęk; boję się, że sprawcą tego dziwnego zjawiska, być może, nie jest Bóg. Bo gdyby On nim był, to jak wyjaśnić to zamieszanie w sferze fizycznej? Nie wiem, czy jest to możliwe.
G. Pasquale, 365 dni z ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz