O Boże, Boże! Nie chcę się poddać rozpaczy, absolutnie nie. Nie chcę uchybić Twojej nieskończonej łaskawości. Jednak mimo wszystkich wysiłków, by nie utracić zaufania, czuję w sobie wyraźnie ponury obraz Twojego opuszczenia i odrzucenia.
Boże mój, ja ufam, jednak ta ufność jest pełna lęku i dlatego właśnie moja boleść jest jeszcze pełniejsza goryczy.
Ach, Boże mój! Gdybym tak mógł choć trochę zrozumieć, że ten stan nie oznacza odrzucenia przez Ciebie i że moja postawa Cię nie obraża, wtedy byłbym sto razy bardziej gotów znosić te cierpienia.
Boże mój, Boże mój... ulituj się nade mną!
Mój Ojcze, dopomóż mi modlitwą - Twoją i innych. Jak bardzo bym pragnął nie czuć już dłużej goryczy tego cierpienia. Wszystko porzuciłem, by podobać się Bogu, i tysiąc razy oddałbym życie, by przypieczętować swą miłość ku Niemu, a teraz, o Boże, jakże wielką odczuwam gorycz, czując w głębi serca, że On się gniewa na mnie. Nie, nie potrafię znaleźć pokoju w tym moim nieszczęściu. Moje serce całym impetem wyrywa się nieodparcie do swego Pana, jednak jakaś żelazna ręka ciągle mnie odpycha. Wyobraźcie sobie nieszczęsnego rozbitka trzymającego się kurczowo deski ze statku, któremu każda fala, każdy podmuch wiatru grozi zatonięciem.
A może lepiej przyrównajcie mój obecny stan do nieszczęśnika skazanego na śmierć, któremu serce drży nieustannie, gdyż spodziewa się, że za chwilę mogą go zaprowadzić na miejsce stracenia. A ten stan przyprawia mnie o cierpienia nawet w najgłębszej nocy, kiedy bardziej niż o innej porze z całych sił próbuję znaleźć mojego Boga.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz