Boże mój, jakie było moje życie przed Twoim obliczem w tych dniach, kiedy gęste ciemności całego mnie ogarnęły? I jaka jeszcze będzie moja przyszłość? Nic nie wiem, absolutnie nic! Tymczasem będę nadal po nocach nieustannie wznosił ręce ze świętego miejsca i będę Cię zawsze błogosławił, do ostatniego tchnienia mego życia.
Błagam Cię, mój dobry Boże, bądź moim życiem, moją łodzią i moim portem. Z Twojej woli znalazłem się na krzyżu Twojego Syna i staram się, jak mogę najlepiej, i próbuję się jej poddać: jestem przekonany, że nigdy z niego nie zstąpię i nigdy już nie ujrzę pogodnego nieba.
Jestem przekonany, że do Ciebie trzeba mówić pośród grzmotów i nawałnicy, z krzewu i płonących cierni. Żeby jednak dokonać tego wszystkiego, widzę, że muszę zdjąć buty i całkowicie się wyrzec własnej woli i własnych uczuć.
Na wszystko jestem gotów, czy jednak ukażesz się kiedyś na Taborze, w promieniach zachodzącego słońca? Czy wystarczy mi sił, czy nie ustanę w drodze do niebieskiej wizji mojego Zbawcy?
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz