Dobrze zdaję sobie z tego sprawę, że we mnie nie ma niczego, co by mogło ściągnąć na mnie spojrzenie naszego najsłodszego Jezusa! Jego dobroć, i ona jedna, napełniła moją duszę tak wieloma dobrami. On nigdy niemal nie traci mnie z oczu. Wszędzie idzie za mną; przywraca mi życie, zatrute grzechem, rozprasza we mnie gęste chmury, którymi otoczona była moja dusza po grzechu. W nocy jeszcze, gdy zamknę oczy, widzę opadającą zasłonę i ukazujący się raj; rozradowany tym widzeniem, zasypiam z uśmiechem słodkiego szczęścia na ustach i z całkowitym spokojem na twarzy, oczekując, że mały towarzysz mego dzieciństwa przyjdzie mnie zbudzić i razem będziemy śpiewać poranną jutrznię Umiłowanemu naszych serc.
Ach, mój Ojcze, jeśli znajomość mojego stanu budzi w Tobie choćby jedną myśl niebędącą współczuciem, proszę Cię, skieruj ją w moim imieniu do mojego Umiłowanego na znak uznania i wdzięczności.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz