Któregoś roku przejdę do wieczności wraz z brzemieniem moich przewinień w nim popełnionych! Ileż dusz szczęśliwszych ode mnie powita wtedy nie koniec, lecz brzask dnia. Ileż dusz weszło do domu Jezusa i pozostaną w nim na zawsze. Ileż dusz szczęśliwszych ode mnie, dusz, którym zazdroszczę, przeszło do wieczności śmiercią sprawiedliwego, ucałowane przez Jezusa, posilone sakramentami, w towarzystwie sługi Bożego, z boskim uśmiechem na ustach, pomimo fizycznych tortur, którym były poddawane!
Przykrzy już mi się, Ojcze, żyć na tej ziemi. Zycie na tym wygnaniu jest dla mnie gorzką męczarnią - tak wielką, że dłużej już prawie nie mogę. Myśl o tym, że w każdej chwili mogę utracić Jezusa, jest dla mnie tak dręcząca, że nie mogę tego sobie wyjaśnić; może to pojąć tylko dusza szczerze kochająca Jezusa.
W tych dniach tak dla mnie uroczystych - to przecież święta narodzin niebieskiego Dzieciątka! - często wpadałem w te uniesienia Boskiej miłości, od których niemal omdlewa me serce. Cały przejęty łaskawością Jezusa wobec mnie, z jeszcze większym zaufaniem skierowałem do niego moją zwykłą prośbę: „O Jezu, gdybym tak mógł Cię kochać, gdybym mógł cierpieć, tak jak bym tego pragnął, i mógł Ci sprawić radość i w jakiś sposób uczynić zadość za całą niewdzięczność ludzi wobec Ciebie!".
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz