Gdy tylko zaczynam się modlić, od razu czuję się tak, jakby mnie ogarnął płomień żywej miłości; płomień ten nie ma nic wspólnego z żadnym ziemskim płomieniem. Jest delikatny i łagodny, trawi, ale nie sprawia najmniejszego bólu. Jest tak łagodny i rozkoszny, że duch znajduje w nim wielkie upodobanie i nim się nasyca, jednak nie przestaje go pragnąć. Boże mój, jest to coś tak cudownego, że może nigdy nie zdołam tego pojąć — chyba że w ojczyźnie niebieskiej.
Pragnienie to absolutnie nie przekreśla nasycenia duszy, lecz je wysubtelnia. Radość, którą odczuwa dusza w swym centrum, nie zostaje umniejszona przez pragnienie, lecz staje się coraz doskonalsza. To samo należy powiedzieć o pragnieniu nieustannego radowania się tym żywym płomieniem: pragnienie to nie tylko że nie zostaje ugaszone przez tę radość, lecz pod jej wpływem staje się nieskończenie subtelniejsze.
Rozumiesz po tym, co powiedziałem, że coraz rzadsze stają się chwile, w których mogę pracować umysłem i cieszyć się działaniem zmysłów.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz