Wiem bardzo dobrze, że krzyż jest poręką miłości i gwarancją przebaczenia, toteż miłość, która nie karmi się i nie żywi krzyżem, nie jest autentyczną miłością - to słomiany zapał! Wiedząc o tym, ten fałszywy uczeń Nazaretańczyka bardzo boleśnie odczuwa w swym sercu ciężar krzyża i często (nie zgorsz się, Ojcze, nie przestrasz się tym, co powiem) szuka litościwego Cyrenejczyka, który go podniesie na duchu i pocieszy.
Jakąż wartość może mieć ta moja miłość w oczach Boga? Boję się bardzo, że moja miłość ku Bogu nie jest autentyczną miłością. I to właśnie jest jeden spośród wielu innych mieczy, które od czasu do czasu przeszywają me serce, i wtedy czuję się po prostu zdruzgotany.
A jednak, mój Ojcze, jest we mnie ogromne pragnienie cierpienia dla Jezusa. I jak to się dzieje, że w chwili próby, wbrew mojej woli, szukam jakiegoś wsparcia? Jakiej siły mi trzeba, jaki gwałt muszę sobie zadawać, żeby w tych doświadczeniach zmusić do milczenia naturę, głośno domagającą się pociechy!
Wolałbym nie odczuwać tej walki. Często doprowadza mnie do tego, że płaczę jak dziecko, bo zdaje mi się, że nie ma we mnie miłości i nie odpowiadam na wezwania Boże. Cóż na to powiesz?
Napisz mi, Ojcze, kiedy Jezus będzie chciał - i zawsze - długi list! Twoje odpowiedzi dotyczące wielu problemów, wątpliwości i trudności są dla mnie jak światło rajskie, jak dobroczynna rosa dla usychającej rośliny.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz