Czuję się, jakbym był zanurzony w oceanie ognia, a rana, która mi się ponownie otworzyła, nie przestaje krwawić. Ona jedna wystarczyłaby tysiące razy, żeby mnie przyprawić o śmierć. Czemu nie umieram, o Boże! Czy nie widzisz, że dla duszy, którą tak zadręczasz, męczarnią jest samo życie? Czy rzeczywiście jesteś okrutny, skoro pozostajesz głuchy na wołania cierpiących i nie pocieszasz ich? Co ja jednak mówię?... wybacz mi, Ojcze, jestem nie bardzo przytomny i nie wiem, co mówię. Nieznośny ból, który mi sprawia ta ciągle otwarta rana, wbrew mej woli doprowadza mnie do szału, sprawia, że odchodzę od zmysłów, wpadam w delirium, i nie potrafię się temu przeciwstawić.
Ojcze, powiedz mi otwarcie: czy obrażam Pana, popadając w przesadę? Co mam czynić, żeby nie sprawić przykrości Panu, wtedy gdy taki atak bywa zbyt gwałtowny i cała ma siła nie wystarcza, żeby się oprzeć? Boże mój!... szybko... niech się już zakończy to życie fizyczne, skoro daremne okazują się wszelkie wysiłki obudzenia się ze śmierci duchowej. Myślę, że niebo zamknęło się dla mnie i wszystkie porywy serca, wszystkie jęki moje powracają do mnie i jak strzała ranią śmiertelnie moje znękane serce. Wydaje mi się, że moja modlitwa jest jałowa, a mój zgnębiony duch już przy pierwszej próbie zamknięcia dostępu znajduje kogoś, kto go całkowicie pozbawia odwagi i siły oraz rodzi w nim zniechęcenie i poczucie absolutnej niemocy i nicości, tak że czuje się już niezdolny do czegokolwiek, a jeśli w chwilę później poderwie się znowu do jakiegoś działania, zostaje na nowo przywrócony do tego samego stanu bezsilności.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz