5 lutego
Jakiego środka należałoby użyć w przypadku tych nieszczęsnych judaszy, by skłonić ich do zastanowienia się nad sobą? Co można uczynić, żeby ci prawdziwie martwi powstali z martwych? Niestety, mój Ojcze, moja dusza pęka z bólu! Przecież ich także Jezus pozdrowił, uściskał i ucałował! Dla nich jednak było to pozdrowienie, które ich nie uświęciło, uścisk, który ich nie nawrócił, pocałunek, który - niestety! - nie tylko że ich nie zbawił, ale w większości przypadków może nigdy ich nie zbawi!
Boże zmiłowanie już ich nie może skruszyć, dobrodziejstwa ich nie przyciągają, kary nie poskramiają, słodycze doprowadzają ich do bezczelności, surowość do wściekłości, pomyślność do wywyższania się, przeciwności do rozpaczy. Głusi, ślepi, nieczuli na żadne delikatne zaproszenie, ani na bardziej surowe upomnienia ze strony Bożego miłosierdzia, które by mogły nimi wstrząsnąć i ich nawrócić, utwierdzają się jeszcze w swej zatwardziałości i w tkwieniu w coraz gęstszych ciemnościach.
Ale, mój Ojcze, jakiż ja jestem głupi! Któż mnie upewni, że i ja nie należę do tych nieszczęśników? To prawda, ja również odczuwam pragnienie tej prawdziwej wody rajskiej, któż wie jednak, czy jest to rzeczywiście ta, której moja dusza tak gorąco pragnie?
A udręka ta staje się coraz większa, do tego stopnia, że ta woda nie gasi pragnienia, lecz coraz bardziej je wzmaga.
Czy nie jest to, Ojcze, najbardziej istotny powód, dla którego wątpię, czy ta woda, której pragnie biedna dusza, jest rzeczywiście tą, do której picia dużymi haustami zaprasza nas nasz najsłodszy Zbawiciel?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz