Kiedy indziej znowu się zdarza, że nawiedza mnie wielka oschłość ducha, a w ciele czuję wielki ucisk i rozmaite słabości. Wtedy w ogóle nie mogę się skupić i modlić, mimo iż bardzo tego pragnę.
Ten mój stan pogłębia się coraz bardziej i cud Boski, że nie doprowadza mnie to do śmierci. Kiedy niebieski Oblubieniec dusz zechce wreszcie położyć kres tej udręce, wtedy napełnia mnie nagłe tak wielką żarliwością ducha, że w żaden sposób nie potrafię się jej oprzeć. Czuję się w jednej chwili całkowicie przemieniony, obsypany nadprzyrodzonymi łaskami i tak umocniony, że gotów byłbym wyzwać do walki całe królestwo Szatana.
Co jeszcze mogę powiedzieć o tej modlitwie? Wydaje mi się, że moja dusza cała zatraca się w Bogu i że w takich chwilach czynię tak wielkie postępy, jakich nie potrafiłbym dokonać przez całe lata najbardziej mozolnych ćwiczeń.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz