21 stycznia
Duszę moją rozpierają ból i miłość, gorycz, a jednocześnie słodycz. Jak zdołam wytrzymać to potężne działanie Najwyższego. Mam Go w sobie i to jest powód mej radości, która nieodparcie skłania mnie do zawołania razem z Najświętszą Dziewicą: "Exultavit spiritus meus in Deo salutari meo".
Mam Go w sobie i czuję się przymuszony zawołać razem z oblubienicą ze świętej Pieśni: „Znalazłam umiłowanego mej duszy, pochwyciłam go i nie puszczę" (Pnp 3,4). Ale oto widzę, że nie potrafię udźwignąć ciężaru tej nieskończonej miłości, nie zdołam zatrzymać go w maleńkości mego życia. Przepełnia mnie lęk, że może będę musiał go wypuścić, gdyż nie potrafię go pomieścić w ciasnym domku mego serca.
Myśl ta, uzasadniona zresztą (mierzę swe siły i widzę, że są bardzo ograniczone, i nie potrafię zatrzymać tuż przy mnie mego Boskiego Kochającego), jest dla mnie torturą i udręką; czuję się, jakby miała mi wyrwać serce z piersi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz