10 stycznia

Ciemności, które okrywają niebo Waszych dusz, są światłem i dobrze czynicie, mówiąc, że nic nie widzicie i że znajdujecie się pośrodku płonącego krzewu. Krzew płonie, całe powietrze napełnia się dymem, a duch nic nie widzi i niczego nie pojmuje. Jednak Bóg przemawia i jest obecny w duszy, która słucha, rozumie, kocha i drży. Córeczki moje, nabierzcie ducha! Żeby zobaczyć Boga, nie oczekujcie Taboru. Kontemplujcie Go już na Synaju. Mniemam, że Wasze wnętrze nie uległo zakłóceniu i nadal jest zdolne rozkoszować się dobrem; może ono już pragnąć wyłącznie najwyższego Dobra, a nie Jego darów. Stąd właśnie rodzi się niezadowolenie z tego, co nie jest Bogiem. Poznanie Waszej niegodności i wewnętrznej szpetoty jest najczystszym światłem boskości, ukazującym Wam Waszą istotę i możność popełniania wszelkich przestępstw, wtedy gdy zabraknie łaski. Światło to jest oznaką wielkiego miłosierdzia Bożego i otrzymywali je najwięksi święci; chroni ono duszę przed wszelkimi uczuciami próżności i pychy oraz umacnia pokorę będącą fundamentem prawdziwej cnoty i chrześcijańskiej doskonałości. Poznanie to miała także św. Teresa. Mówi ona, że w niektórych momentach światło to jest tak uciążliwe i straszne, że gdyby Pan nie podtrzymał działania serca, doprowadziłoby ono do śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz