Bóg pragnie pozyskać nas dla siebie, napełniając nas słodyczą i pociechami we wszystkich aktach naszej pobożności, zarówno w woli, jak i w sercu. Któż jednak nie dostrzega, jakie niebezpieczeństwa czyhają na taką miłość Boga? Biedna dusza łatwo przywiązuje się do przypadłościowych elementów pobożności i miłości Boga i niewiele lub wcale nawet nie troszczy się o substancjalną pobożność i miłość - jedyną, która czyni ją miłą Bogu.
Temu wielkiemu niebezpieczeństwu ze szczególna troską pragnie zapobiec nasz najsłodszy Pan. Kiedy widzi, że dusza umocniła się w takiej miłości, przywiązała się do niej i przyswoiła ją sobie, kiedy widzi, że oderwała się już od wszystkich rzeczy ziemskich i od okazji do grzechu, że osiągnęła stopień cnoty wystarczający do wytrwania w Jego świętej służbie bez tych zmysłowych ponęt i słodyczy; kiedy chce ją pociągnąć do większej świętości życia, wtedy pozbawia ją tej uczuciowej słodyczy, której dotychczas doznawała we wszystkich swych rozmyślaniach, modlitwach i innych aktach pobożności. Tym, co w takim stanie jest najbardziej bolesne dla duszy, jest utrata łatwości modlenia się i rozmyślania oraz pozostawienie jej w ciemnościach i w całkowitej, uciążliwej oschłości. [...]
Mój Boże, jak łatwo można było wprowadzić duszę w błąd! To, co ona nazywa opuszczeniem, jest tylko szczególnym, wyjątkowym przejawem troski niebieskiego Ojca o duszę. To jej przejście stanowi tylko zapoczątkowanie kontemplacji - z początku pełnej oschłości, później jednak, jeśli dochowa wierności, i gdy zostanie przeniesiona ze stanu medytacji do kontemplacji, wszystko stanie się słodyczą i przyjemnością.
za: 365 dni z Ojcem Pio, Poznań 2009.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz