Chcemy stworzyć Słownik ojca Pio, aby ułatwić ogłoszenie go w przyszłości doktorem Kościoła, pisanie prac o nim i aby umożliwić lepsze jego poznanie – powiedział KAI włoski współbrat zakonny świętego z Pietrelciny o. prof. Gianluigi Pasquale OFM Cap z Rovigo, teolog i znawca jego życia. Wykłada on teologię na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie i na włoskim Uniwersytecie Ca’ Foscari w Wenecji oraz kieruje pracami komitetu naukowego „Słownika Ojca Pio”, którego jest pomysłodawcą. Członkami tego komitetu naukowego są m.in. kardynałowie Marcello Semeraro i Gianfranco Ravasi oraz abp Rino Fisichella. Słownik będzie miał 200 haseł i tyluż samo autorów.
Oto zapis tej rozmowy:
Piotr Dziubak: Ojciec dopiero po latach pobytu w zakonie kapucynów “zaprzyjaźnił się” z ojcem Pio. Czy trzymał ojciec o. Pio na dystans?
O. Gianluigi Pasquale: Zgadza się. Można powiedzieć, że nawróciłem się na o. Pio. Poznałem go, gdy byłem we Frankfurcie w 1998 roku. Byłem już od pięciu lat księdzem. Oczywiście ze względu na wiek nie poznałem go osobiście, urodziłem się na rok przed jego śmiercią. W czasie studiów w Niemczech mieszkałem u kapucynów. Ich przełożony poprosił mnie, żebym przygotował konferencje dla pielgrzymów jadących do Rzymu na beatyfikację ojca Pio. Grzecznie odmówiłem, ponieważ był on dość daleko od mojej wrażliwości. Bliżsi byli mi wówczas święci Lepold Mandić, Franciszek z Asyżu czy Antoni z Padwy. Ale tamten ojciec jeszcze raz mnie poprosił o to. Spytałem: dlaczego ja? Odpowiedział: jeśli nie poproszę o to Włocha, który dobrze zna język listów ojca Pio, to kogo mam poprosić? Zacząłem więc czytać listy ojca Pio i zauważyłem, że to niezbadana kopalnia. Uderzył mnie fakt, że ojciec Pio napisał te listy za młodu, przed i po otrzymaniu stygmatów. To był młody człowiek. W całości poświęcił się Bogu. Ta lektura listów młodego zakonnika porwała mnie. To tak, jakbym odkrył w sobie powołanie. Coraz bardziej zacząłem się zdawać na niego.
– Dlaczego ojciec Pio jest tak popularny? Bardzo dużo osób nosi w swych dokumentach albo w portfelu jego obrazki, małe figurki w samochodach, obrazy w domach. To taki święty bardzo obecny w naszej przestrzeni.
– Ojciec Pio uzdrawia, przywraca zdrowie ciała, uzdrawia z raka, z depresji, z różnych chorób. Ludzie dzisiaj, zwłaszcza wierzący, potrzebują uzdrowienia. To pierwszy punkt i widać to w Domu Ulgi w Cierpieniu. Pozwolę sobie zauważyć, że on nie tylko głosił słowo, ale bardzo skonkretyzował pojęcie zbawienia chrześcijańskiego. Druga rzecz to stygmaty. Ludzi dzisiaj bardzo przyciągają osoby wiarygodne, tym bardziej, jeśli mają stygmaty – znaki Jezusa. Jest dzisiaj wiele osób, które mają takie pseudostygmaty.
– Ojciec Pio był pierwszym kapłanem w historii Kościoła, który miał stygmaty...
– Można powiedzieć, że jest taka linia franciszkańska, która zaskakuje wszystkich, także nas, franciszkanów. Jezus Chrystus jest Synem Bożym. Pierwszym człowiekiem, który otrzymał stygmaty, był św. Franciszek. Pierwszym księdzem, który je otrzymał, jest duchowy syn św. Franciszka, ojciec Pio. Trzeci element dotyczy tego, że ojciec Pio żyje, objawia się. I nie można powiedzieć, że tak nie jest. W przeciwnym wypadku okazałoby się, że ci wszyscy, który doświadczyli takiego wydarzenia, dali się zwieść. Są trzy kryteria, żeby uznać takie widzenie za prawdziwe: widać go (ojca Pio) jako osobę żywą, można wyczuć mocny zapach róż. Muszę uczciwie powiedzieć, że kiedyś byłem bardzo daleki od takiej formy wiary. Trzeci element to otrzymanie łaski. Mówi się, że dużo mniej osób chodzi do kościoła czy to w Turynie, czy w Krakowie czy w Warszawie, jakimkolwiek innym mieście, ale ludzie są dzisiaj bardziej wierzący w Jezusa Chrystusa. Ludzie są mniej ateistami, bardziej opierają się o Jezusa. Prawdą jest, że mniej osób chodzi do kościoła. Ojciec Pio przedstawia Jezusa. Ci którzy są blisko ojca Pio, może nie pójdą do kościoła, ale to, że wierzą mocno w Jezusa Chrystusa przez ojca Pio, to prawda.
– W 1918 roku ojciec Pio otrzymał stygmaty. Bardzo się przestraszył tego, co mu się przytrafiło.
– To był młody człowiek. Miał 31 lat. Dopiero co przyjął komunię na chórze kościoła w San Giovanni Rotondo. Było tam wtedy tylko trzech franciszkanów: gwardian i dwóch ojców, w tym młody Pio. Gwardian i drugi ojciec wyszli, żeby zająć się przygotowaniem święta św. Michała. O. Pio klęczał na chórze przed krucyfiksem, na którym widać krew i cierpienie. Ten krucyfiks jest tam do dzisiaj. Kapucyn widzi, że jego dłonie krwawią. Zaczyna się bać. Mówi: oszalałem wtedy. Po prostu zaczął myśleć, że zgłupiał, że te stygmaty to owoc jakiejś autosugestii. Zamknął się w pokoju. Kiedy dwaj pozostali ojcowie wrócili do klasztoru, zaczęli go szukać. Wołali na niego „Piuccio”: dlaczego nie schodzisz na obiad? Czy źle się czujesz? O. Pio owinął dłonie bandażem, bo bał się pokazać stygmaty. Skromność w ich pokazywaniu świadczy o prawdziwości stygmatów.
– Doświadczenie to wpłynęło na decyzję jego przełożonych o zakazaniu mu odprawiania Mszy. Czy o. Agostino Gemelli miał także na to wpływ?
– Tak. O. Agostino Gemelli, założyciel uniwersytetu katolickiego w Mediolanie i kliniki w Rzymie, noszącej dziś jego imię, odegrał główną rolę w stworzeniu, delikatnie mówiąc, klimatu niepewności ze strony Stolicy Apostolskiej. Watykan bał się, że powstanie jakaś forma zaślepienia wśród ludzi nie tyle wobec ojca Pio, co wobec jego stygmatów. Dlatego wizytatorzy watykańscy poprosili, aby o. Pio nie odprawiał publicznie Mszy i nie przemawiał publicznie. W języku włoskim mamy takie przysłowie: nie całe zło wyrządza szkodę. Ojciec Pio poświęcał w tamtym okresie cały czas na lekturę Pisma Świętego, zwłaszcza Listów św. Pawła i na czytanie pisma jezuitów „La Civiltà Cattolica”. W ten sposób stworzył sobie formację biblijną, magisterium Kościoła. To wpłynęło później na jego korespondencję. Dzisiaj mamy tysiące listów, zebranych w pięciu tomach. Ukazują one jego przeżycia mistyczne, jego kierownictwo duchowe wobec osób, które go o to prosiły.